|
KRAWIECTWO moja PASJA! Forum poświęcone krawiectwu
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Wojtek
Fachowiec
Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 23:02, 15 Lis 2008 Temat postu: Do tematu "zawód krawcowa" |
|
|
Przeczytałem dawny post Kasi (z 2006r.), jak uczyła się szycia. Przypomniałem sobie, że mnie również ćwiczono w ten sposób. Naukę krawiectwa zaczynałem w prywatnej pracowni jako uczeń czyli oddano mnie do tzw. terminu. Ciekawy jestem czy ktoś wie co to znaczy? I moja szefowa kazała mi pruć sukienki , bluzki czy spódnice, a potem to wszystko zszywać i to ręcznie !!!!!. Tak było przez prawie rok, zanim dopuszczono mnie do maszyny. Ale w ten sposób poznałem tajniki szycia, konstrukcję różnych ciuchów itp. Piszę te słowa , aby osoby które zaczynają szycie wiedziały, że krawiectwa można się nauczyć tylko poprzez praktykę, co wymaga dokładności,cierpliwości i dużo czasu. Ale satysfakcja z własnoręcznego uszycia jakiegoś ciuszka jest ogromna. Poza tym twierdzę, że do krawiectwa trzeba mieć to " coś ". Ja również jako chłopak początkowo czułem się bardzo nieswojo wśród tych sukienek, bluzeczek, spódniczek. Na dodatek w pracowni same panie i musiałem nosić jak one granatowy jedwabny faruszek. Ale z czasem przyszło to "coś" i zostałem w krawiectwie i to chyba na zawsze. Nic się nie zmieniło , szyję damskie ciuszki dla klientek , w pracowni są jeszcze dwie koleżanki krawcowe i niestety muszę nosić jedwabny fartuszek. Ale widocznie tak ma być, a ja jestem zadowolony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Susanna
Administrator
Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Pon 18:14, 24 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Przyznaję, że ja nie miałam doświadczeń z ... terminem (?!). Ale od dziecka szyłam. Pierwsze guziki przyszywałam do kartek papieru w ogóle babcia sporo szyła, do teraz w piwnicy stoi duża, czeska maszyna - i jak ona szyła to ja grzebałam i bawiłam się guzikami. A gdy kończyłam podstawówkę to myślałam właśnie co by robić po szkole, jakiego zawodu się uczyć. To napewno musiało być z zacięciem artystycznym - wybór padł na krawiectwo. Pamiętam, że zanim nas dopuszczono do szycia na maszynie to najpierw dużo ćwiczyłyśmy różnych ściegów ozdobnych i wyszywania. A potem na maszynę. Nie przechwalając się szyłam ładnie i prosto w przeciwieństwie do niektórych koleżanek, które wybrały te szkołę "bo nie było innego pomysłu" i się męczyły przez 4 lata. Po prostu wcześniej już szyłam a pierwszą spódnicę mam do dziś i... nadal w nią się mieszczę Nie jest poprawnie uszyta ale nie wygląda tragicznie
W każdym razie zgadzam się z Wojtkiem że aby szyć trzeba to po prostu czuć! Bez tego marna krawcowa, męczyć się będzie srodze. Żałuję tylko, że ucząc się w szkole na gotowych wykrojach nie nauczono nas takiego prawdziwego tworzenia wykrojów. Owszem zrobię wykrój ale w pocie czoła. Nauczycielki skupiły się niestety na gotowcach, pewnie za mało godzin było przeznaczonych na ćwiczenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Wojtek
Fachowiec
Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 22:49, 24 Lis 2008 Temat postu: Zawód krawcowa |
|
|
To muszę Wam dziewczyny wyjaśnić , co to znaczy "oddać kogoś do terminu" Tak kiedyś określano, jak młody człowiek po podstawówce rozpoczynał naukę zawodu w prywatnym zakładzie np. krawieckim, szewskim , fryzjerskim. Nauka trwała zwykle 3 do 4 lat. Przez trzy dni w tygodniu taki uczeń uczył się zawodu w warsztacie czyli " terminował', a przez pozostałe 3 dni obowiązkowo chodził do zasadniczej szkoły zawodowej. Nauka kończyła się egzaminem i zdobyciem uprawnień czeladnika. W PRL dopiero takie uprawnienia lub uprawnienia wyższe tzw. mistrzowskie plus odpowiednia praktyka dawały możliwość otworzenia własnej np. pracowni krawieckiej. Po zwykłej dziennej szkole krawieckiej lub po Technikum nie było takiej możliwości. Ale to już historia. Z tym, że taki młody człowiek po takiej indywidualnej praktyce pod okiem mistrza (szkolić uczniów można było tylko mając uprawnienia mistrzowskie) miał z reguły bardzo dobre przygotowanie zawodowe. Ja przebrnołem ten pierwszy etap i uzyskałem uprawnienia czeladnika w krawiectwie damskim lekkim miarowym. Pracując skończyłem Technikum Odzieżowe. Potem zniknął PRL i te wszystkie uprawnienia są obecnie niepotrzebne do zawodu. Liczy się tylko to czy się umie dobrze szyć i kto to kupi. Ale się rozpisałem.... Tak że drogie koleżanki szyć, szyć i jeszcze raz szyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
weteranka
Stały Bywalec
Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Słupsk
|
Wysłany: Wto 22:30, 25 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Ja podobnie jak Wojtek zaczełam edukacje krawiecką za PRL-u w zakladzie spółdzielni Moda tak trafiłam na mistrza bardzo wymagającego i nie uznającego kompromisów, po roku prucia i prasowania dopuścił mnie do maszyny a ile łez wylałam i nie raz chcialam uciec ale cos mi mówiło ze nie tędy droga że muszę pokazać że nikt mnie nie złamie, potem bylo lżej bo zaczęliśmy współpracować razem - nareszcie uznał mnie jako partnera. Po kilkunastu latach spotkaliśmy się przypadkiem - ja juz starsza i miałam z mężem własną pracownię a mój szef .... nic się nie zmienił , dumny , pewny siebie z dużą kulturą osobistą. Niedawno poprosił mnie o pomoc, nie macie pojęcia jaka byłam dumna że mój były szef chciał mojej pomocy. Pomogłam mu przy tej kiecce a przy okazji wspominaliśmy dawne zdarzenia i monologi - a muszę wam powiedziec że wołano na mnie 'poncuś' bo nieco mialam przy sobie. Teraz też tak się zwraca do mnie. Jest dla mnie wzorem- teraz jest krawcem teatralnym ( zreszta zawsze nim był bo pracował w Krakowskim teatrze) Niedawno byłam z nim w Koszlińskim teatrze ( na zaproszenie dyrekcji) i popatrzyłam sobie na szycie kostiumów , mówie wam to naprawdę misterna praca i stresowa , juz wolę swoje mundurki- ale kto wie może kiedys się skusze isprobuje sił w szyciu kostiumów. OOOOOOO ale długaśny post ........ czy ktos go wogóle przeczyta do końca? ja tylko chciałam napisac o swoich początkach a wyszła epopeja niemalże )))miłych snów
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Wojtek
Fachowiec
Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 0:55, 26 Lis 2008 Temat postu: zawód krawcowa |
|
|
Widzę, Ty też przeszłaś "szkołę" prucia, ręcznego szycia , prasowania.Ale chyba ta metoda miała swoje zalety. Ja chociaż miałem przesympatyczną szefową i to właściwie ona nauczyła mnie zamiłowania do szycia. Zawsze mi wpajała, że w szycie trzeba włożyć całą swoją inwencję, obojętnie czy szyję zwykła bluzkę, czy balową suknię, czy tylko skracam spódniczkę. Takich osób pasjonatów krawiectwa jest coraz mniej, tak jak Twój były mistrz. A swoją drogą szycie kostiumów teatralnych musi być pasjonujące. Kiedyś, kiedyś namawiano mnie do pracy w pracowni krawieckiej w Teatrze Narodowym, ale pieniążki były nędzne wówczas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
migotka
Fachowiec
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 280
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią 20:23, 28 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Czytamy Weteranko
Ja uczyłam się w izbie rzemieślniczej ,też prucia fastrygi kroju .Ale niestety
nie miałyśmy maszyn przemysłowych .I moja pierwsza praca była drogą przez mękę .Nauczona fastrygi i ręcznej pracy ,zderzyłam się z rzeczywistością .Ale przeszłam w tym zakładzie drogę przez wszystkie działy od pakowania do podrasowania i na końcu do szycia i też nieraz płakałam ,ale niema tego złego co by na dobre nie wyszło ,zacisnęłam zęby i przebiłam się ....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Wojtek
Fachowiec
Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 0:00, 29 Lis 2008 Temat postu: zawód krawcowa |
|
|
Witaj Migotko w gronie osób które przeszły " studium prucia, fastrygowanie i szycia ręcznego ". Ale kochane dziewczyny, przyznacie, że coś z tego zostało. Żaden kurs krawiecki , a nawet szkoła krawiecka nie dała takiej możliwości poznania tajników krawiectwa i kroju. Ja do dziś pamiętam , że pierwszą rzeczą jaką musiałem popruć i ponownie sfastrygować była sukienka w kwiatki z tzw. łączki ( był kiedyś taki materiał ). A raz też miałem łzy w oczach, jak musiałem powtarzać trzy razy podłożenie i obrzucenie dołu takiej kloszowej spódnicy. Za każdym razem coś się nie podobało mojej szefowej. Ale chwała jej za to, bo jak już pisałem, nauczyła mnie zamiłowania do krawiectwa, a jednocześnie szacunku dla tego zawodu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Susanna
Administrator
Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Pon 12:03, 01 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
weteranka napisał: | Ja podobnie jak Wojtek zaczełam edukacje krawiecką za PRL-u w zakladzie spółdzielni Moda tak trafiłam na mistrza bardzo wymagającego i nie uznającego kompromisów, po roku prucia i prasowania dopuścił mnie do maszyny a ile łez wylałam i nie raz chcialam uciec ale cos mi mówiło ze nie tędy droga że muszę pokazać że nikt mnie nie złamie, potem bylo lżej bo zaczęliśmy współpracować razem - nareszcie uznał mnie jako partnera. Po kilkunastu latach spotkaliśmy się przypadkiem - ja juz starsza i miałam z mężem własną pracownię a mój szef .... nic się nie zmienił , dumny , pewny siebie z dużą kulturą osobistą. Niedawno poprosił mnie o pomoc, nie macie pojęcia jaka byłam dumna że mój były szef chciał mojej pomocy. Pomogłam mu przy tej kiecce a przy okazji wspominaliśmy dawne zdarzenia i monologi - a muszę wam powiedziec że wołano na mnie 'poncuś' bo nieco mialam przy sobie. Teraz też tak się zwraca do mnie. Jest dla mnie wzorem- teraz jest krawcem teatralnym ( zreszta zawsze nim był bo pracował w Krakowskim teatrze) Niedawno byłam z nim w Koszlińskim teatrze ( na zaproszenie dyrekcji) i popatrzyłam sobie na szycie kostiumów , mówie wam to naprawdę misterna praca i stresowa , juz wolę swoje mundurki- ale kto wie może kiedys się skusze isprobuje sił w szyciu kostiumów. OOOOOOO ale długaśny post ........ czy ktos go wogóle przeczyta do końca? ja tylko chciałam napisac o swoich początkach a wyszła epopeja niemalże )))miłych snów |
Wspaniała historia Weteranko!! Chylę czoła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|